Wczoraj zakończyłam  pieczenie pierniczków. Miało być tylko trochę, ale
 wyszło jak zwykle. Bo w tych upieczonych zapomniałam o dziurkach na 
sznureczek (żeby je powiesić na choince), a potem sobie przypomniałam, 
że przecież na choince ładnie by wyglądały te witrażykowe (czyli takie, w
 których wycina się kształt i zasypuje pokruszonymi landrynkami, które 
roztapiając się w piekarniku, tworzą kolorowe "szkiełko". Dla chętnych przepis:
 2 i 1/3 szklanki mąki pszennej
 1/2 szklanki cukru pudru (najlepiej brązowego)
 1 łyżeczka sody oczyszczonej
 1  łyżka kakao
 1 łyżka przyprawy do piernika (ja przyprawę stworzyłam sama z imbiru, 
cynamonu, goździków, ziela angielskiego, pieprzu, gałki muszkatołowej, 
anyżu)
 1 jajko
 90 g masła
 1/3 szklanki miodu
 
 Miód i masło podgrzać, aby stworzyły dość płynną mieszaninę. 
 Wymieszać w misce wszystkie "suche" składniki, wbić jajko i wlać miód z
 masłem. Wyrobić. W zależności od potrzeby, można dodać więcej mąki. 
Ciasto musi w folii odpoczywać w lodówce 2-3 godziny. Po tym, jak już 
się schłodzi, wystarczy rozwałkować ciasto, podsypując mąką. Wycinać 
kształty pierniczków. Aby zawisić je na choince, przed upieczeniem 
trzeba wyciąć dziurki - na szczęście te pierniczki prawie nie rosną, 
więc nie ma strachu, że dziurki w piekarniku znikną. Witrażyk w 
pierniczku wycinamy mniejszą foremką, wsypujemy do dziurki pokruszone 
landrynki (z górką) i wkładamy do piekarnika. Każdy piekarnik jest inny,
 u mnie przy 150 stopniach (opcja góra-dół, bez termoobiegu) pierniczki 
piekły się dokładnie 5 minut. Landrynki bez problemu się roztopiły. 
Pierniki z tego przepisu nie robią się od razu jak kamienie, są 
kruchutkie i pyszne, ale żeby zmiękły, muszą poleżeć w zamkniętym 
pudełku lub puszce (najlepiej wrzucić tam kawałek skórki od jabłka, aby 
ciastka chłonęły z niej wilgoć). 
 
 To ostatni moment na pieczenie pierników. Z za dwa tygodnie będę je lukrować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz