czwartek, 13 sierpnia 2015

W odpowiedzi na maile...

Nie wiem, czy powinnam to pisać. Wielu osobom może się to wydać nieeleganckie czy nawet wredne, ale... myślę, że te osoby same poniekąd zachowują się w nieelegancki sposób, więc...
Otrzymuję sporo e-maili ostatnio. Część takich, w których ktoś chwali moją pracę - wielkie dzięki, to naprawdę miłe coś takiego przeczytać. Spora część jednak brzmi mniej więcej tak:

"Cześć

Fajne babeczki. Możesz mi podać skład i informację jak je robisz, żebym mogła sobie robić sama bo nie będę za takie coś płacić?"

Pomijając fakt, że taka informacja jest na blogu, można samemu jej poszukać, a nie iść na łatwiznę i pytać, to trochę tak, jakby pójść do kosmetyczki i zapytać jak się robi te konkretne fajne wzorki na paznokciach, bo chce się takie samemu zrobić. Poza arogancją i brakiem szacunku wychodzi z człowieka chamstwo i lenistwo.

"Hej
Fajne te rzeczy, a mogłabym dostać to od Ciebie do wypróbowania? Potem jak się sprawdzi to zamówię więcej"
"Cześć, wymienisz się za moją starą bluzkę?"
"Zrobiłabyś to dla mnie a ja Ci dam opakowanie ptasiego mleczka?"


Rękodzielnicy to często hobbyści, ale często oferują swoje produkty na wszelkiego rodzaju targach, w galeriach rękodzieła, na swoich blogach i profilach na fejsie. Czasem za przysłowiowe "dziękuję", czasem za wyliczenie ceny materiałów, czasem doliczając kwotę, którą uważają za wartą (albo i nie) ich pracy. Żadnej z tych metod nie zamierzam kwestionować, ale jeśli już oferujesz coś za przedmiot, który chcesz posiadać, to raczej niech to będzie coś adekwatnego do wybranej rzeczy. Stara bluzka za patchworkowy pled, który wymagał godzin pracy to raczej marne wynagrodzenie, w sklepie z tkaninami, wstążkami, wypełniaczami, chemikaliami itd. też raczej nie są zbyt chętni do zamiany za to ptasie mleczko, nie wspominając już o dostawcach prądu do maszyny do szycia, czy internetu... Co do testerów - najczęściej wybieramy ich sami spośród dobrych klientów, znajomych, przyjaciół, rodziny czy czytelników blogów i profili na facebooku. Miło, jeśli do testowania zgłosi się ktoś, kto może o nas szerzej napisać, ale osób zupełnie nieznanych nam raczej nie obdarowujemy. Sory, brutalna rzeczywistość - produkty i nasz czas kosztują, chcemy rzetelnych i szczerych opinii (i opinii w ogóle), a nie osób znikąd, które wyciągną od nas nasze produkty, a potem znikną bez zostawienia jakiegokolwiek śladu.

"Czemu to jest takie drogie? Nie da się za 2/5/10 zł?"
"W sklepie chińskim widziałam takie za 1/2/5 zł"
"A mogę trzy dostać za tę cenę jak się potargujemy?"

Tak jak wspomniałam wyżej, cenę każdy rękodzielnik ustala indywidualnie. Uwierzcie mi, że wieeeele czynników ma na nią wpływ. Nie tylko ceny materiałów, ale też czas wykonania przedmiotu, ceny wysyłki materiałów, czasem czas oczekiwania aż przedmioty osiągną określony stan (np. czas schnięcia moich babeczek w formach, kiedy nie mogę ich używać, robiąc kolejną partię). W cenę może być wliczony koszt eksploatacji maszyn i form (w końcu trzeba je będzie wymienić i czymś za to zapłacić), a także papieru, (formy do szycia), nici, prądu (maszyna do szycia) i wody (do mycia form do babeczek i innych przedmiotów używanych do ich wyrobu). Wreszcie, koszt "leżakowania" przedmiotów, zanim znajdą nabywcę (często przedmioty "sezonowe" robi się z dużym wyprzedzeniem, albo przedmioty długo się sprzedają). Kiedy ktoś spojrzy na niewielki przedmiot, nawet nie wyobraża sobie, ile pracy,pieniędzy i czasu trzeba poświęcić, żeby potencjalny kupiec wziął go do ręki i nawet nie przypuszcza, że cena często nie odzwierciedla jego prawdziwej wartości.
Porównując wyrób rękodzielnika z chińskim dyskontem lub tanim sklepem typu "wszystko za 2 zł" chyba najbardziej można obrazić osobę, która wykonuje rękodzieło. Oczywiście, że tam jest taniej. Tylko pytanie, czy to samo. Czy równo, czy ta sama jakość tkaniny - wełna, czy poliester, robione ręcznie czy maszynowo, czy nie uczuli, czy robione z polskich produktów czy nie wiadomo jakich podróbek, czy na pewno tańsze będzie miało te same właściwości. Nie wspomnę o wspieraniu polskich produktów i Polaków, którzy chcieliby zarabiać na swojej pracy więcej niż niewolnicy w fabrykach Bangladeszu (bo to nic innego niż niewolnictwo). Błagam, nie porównujcie naszej pracy z tamtymi byle jak skleconymi rzeczami. Powiedzcie, że dla Was za drogie, że brzydkie nawet. Ale nie porównujcie w ten sposób.
Jeśli chodzi o targowanie, to sama lubię ten sport :) ale w granicach rozsądku. Propozycja w okolicach 30% czy 50% obecnej ceny to nie negocjacja tylko obraza. W sklepie jakoś wszyscy płacimy bez szemrania, jest cena, są pieniądze, nikt nie targuje się o cenę bułki czy żółtego sera. Promocje ustalam z góry, zwykle dla stałych klientów, nie ukrywam ich, nie zawyżam cen po to, żeby potem mieć z czego "zejść", ja też szanuję osoby, które pytają o cenę i ich czas. Jeśli w zestawie są trzy rzeczy, dostajesz trzy, jeśli jedna - jedną. To proste.

Nie wiem,  jak odbierzecie tego posta. Jako chamstwo z mojej strony, jako obrazę, że śmiem pouczać moich czytelników i potencjalnych przyszłych właścicieli rzeczy, które robię...
Chodziło mi raczej o zwrócenie Waszej uwagi na to, że to, co robią rękodzielnicy nie zawsze wygląda na łatwe, szybkie i przyjemne. Szanujmy się. Z obu stron :)

Girlanda Kul świetlnych czyli moja wersja Cotton Balls Light

Od dawna myślałam, żeby zrobić sobie takie oświetlenie pokoju.

Wygląda pięknie, delikatnie, choć światła daje całkiem sporo. połączyłam dwie metody - owijania baloników sznurkiem/kordonkiem/włóczką itp. oraz metodę bandażową.
 Najpierw baloniki owinęłam bandażami i nasączyłam klejem, to sprawiło, że utworzyła się dość mocna "skorupka", która trzyma kształt, a dopiero po wyschnięciu owijałam kordonkiem białe kule. Dzięki temu światło jest lepiej rozpraszane, bardziej równomiernie rozłożone wewnątrz kuli, a zewnętrzna część pozostaje miękka, delikatna, przyjemna w dotyku, a nie sztywna i twarda.
Do sypialni wybrałam kule w kolorze bieli, szarości i mięty, czyli kolory, które w niej dominują.
Moja girlanda składa się z 20 kul i lampek ledowych na przezroczystym kablu. Wybrałam opcję na baterie, ponieważ dzięki temu będę bardziej niezależna od gniazdek z prądem. Girlandę będę mogła umieścić nawet na karniszu!
W tej chwili schną kule na girlandę dla mojego synka, który wybrał sobie soczyste, radosne kolory. Efekt już wkrótce!

Jeśli komuś tak bardzo spodobałyby się moje świecące kule, że nie mógłby bez nich żyć, zapraszam do wymiany maili lub na konto Alainn na portalu Artillo.pl!

Tu na komodzie, w ciągu dnia:

 Girlanda świecąca, zawieszona na obrazie:

Świecąca girlanda, nocą, na komodzie: